Apel do nieformalnej „opozycji” działającej na terenie Polski

Nie wiem jak inaczej nazwać to ugrupowanie, które zmienia szatki jak rękawiczki. Nie pochodzą z wyboru, trudno więc mówić o formalnym mandacie społecznym. Nie należą do żadnej konkretnej partii politycznej. Zwykli nazywać siebie rebeliantami. Raz działają jakby byli agenturą niemiecką, raz jak post-peerelowskie służby, raz jak żydowska mniejszość etniczna i izraelski przyczółek, a raz jak ruscy agenci wykonujący plan KGB, o którym mówił Juri Bezmenow. Trudno też tą grupę zakwalifikować do jakiegoś konkretnego programu politycznego, bo takiego nie mają, a swoją działalność opierają na ogólnikowych hasłach typu „wolność, równość, demokracja” i skupiają na doraźnych akcjach protestacyjnych na zasadzie „co sie nawinie”. Podejmują też próby sabotażu i dywersji porządku konstytucyjnego, choć obłudnie twierdzą, że działają w obronie Konstytucji i demokracji. Wykorzystują każdą okazję aby jeszcze bardziej skłócić polski naród oraz doprowadzić do konfliktu, kryzysu i destabilizacji państwa, a być może nawet do obcej interwencji.

Mój apel do tej grupy jest wynikiem pewnej nadziei na kompromis i pojednanie narodowe, choć coraz wyraźniej widzę, że nie to jest ich celem. A zaczęło się od  dyskusji na Fejsbuku pod powyższym „wpisem z tłem”.

L.B.: Wątpię aby przewaga PiS-u aż tak bardzo zmalała między wyborami do sejmu i wyborami prezydenckimi. Tym bardziej, że nic takiego ważnego się w tym czasie nie wydarzyło. Najwidoczniej ktoś trzyma palec na pulsie, aby polski konflikt nie wygasł. W tej materii przypadków nie ma. Głowa węża zawisła nad Polską (i nie tylko Polską), najemnicy działają, jesteśmy świadkami gry na kilka fortepianów, ale jeden jest utwór, jeden koncert i najpewniej jeden dyrygent. Podobne wysiłki tego samego środowiska widoczne są w USA, gdzie wybory prezydenckie odbędą się w listopadzie. Bankierzy, globaliści, internacjoanalisci i lewacy za wszelką cenę chcą się pozbyć narodowych prezydentów i narodowych rządów. Takie czasy…

R.Ł.: Poradzimy sobie nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Jeżeli będą jakieś wybory demokratyczne w Polsce to wygra strona progresywna. Wiem, że może to jest co innego niż by sobie Pan wymarzył, ale my się szanujemy i podziału między nami nami głębokiego nie będzie ponieważ się szanujemy. Życzę wszystkiego najlepszego, a zdrowia przede wszystkim.

L.B.: Ja wolałbym jednoznaczny język. Słowo „progresywna” nic konkretnego nie znaczy i wszystko można w nie wpisać. Znacznie jaśniej byłoby powiedzieć „narodowa” czy „globalistyczna”, „lewicowa” czy „prawicowa” (w sensie rynkowym i społecznym), „demokratyczna” czy totalitarna” – (nie tylko w sensie praw LGBTa, ale również w sensie wolności religijnej i jej poszanowania), itd, itp. Sporo więc brakuje w tzw. „otwartej przestrzeni”, aby przybić „piątkę”. Szacunek to sprawa kultury osobistej, a nie polityki. Są sprawy, w których się z Wami zgadzam (np. opozycja do skrajnego, drapieżnego kapitalizmu), a są też takie gdzie nam jeszcze bardzo daleko.

W sprawie wizji dla Polski dużo trzeba uzgodnić. Tradycja kontra nowoczesność, naród kontra unia, państwo narodowe czy multikulturalizm (w sensie kultury), wysokiej jakości edukacja czy ogłupianie narodu, Polska czy Polin? Gdzie stoicie w sprawie tzw. roszczeń żydowskich i jakie dajecie gwarancje? Gdzie stoicie w sprawie polityki historycznej, zwłaszcza dotyczącej roli Polski i Polaków w II Wojnie Światowej? Czy idziemy z Niemcami, czy z USA? Czy jesteśmy otwarci na pokojową współpracę z Rosją? Czy mamy mieć własną gospodarkę, czy „peryferyjną” gospodarkę w stosunku do Niemiec. To są wszystko bardzo ważne sprawy. No i „kto o tym ma decydować”.

Dla mnie Polska to jak mój dom. Stare przysłowie mówi „Gość w dom, Bóg w dom”, gościnność to piękna cecha. Ale kiedy goście zaczynają mi przestawiać meble, przejmować pokoje, wprowadzać innych gości, lub próbują mnie okraść i rugować, albo mój dom sprzedać, to mnie się nie podoba.

Na przykład Kanada, która jest państwem multikulturowym. Ale jak się bliżej przyjżeć, jedna mniejszość etniczna kontroluje finanse, ekonomię, politykę, media, kulturę, rozrywkę, sądownictwo, mieszkaniówkę, medycynę, handel i żywność, a nawet organizacje społeczne, np. co pozostało ze związków zawodowych. To nie jest multikulturalizm. To nie jest demokracja.

Odkąd Kanada jest w taki sposób „wielokulturowa”, wiele się tu zmieniło, nie do poznania. Tradycyjna kultura znikła. Za tym poszły zmiany o charakterze politycznym. Alienacja władzy od społeczeństwa. Korupcja. Monopolizacja rynku. Wielokulturowość posłużyła do osłabienia społeczeństwa w celu wrogiego przejęcia państwa. Dawniej państwo handlujące, mające przyjaciół na całym świecie, obecnie uwikłane w kryminalne wojny i niezbyt jasne zarządzanie, z mafijnym układem u steru. Demokracja to historia. Kłopoty z powodu wyrażania mojej opinii na ten temat też tu miałem, nie lepsze niż w komunie, ale na szczęście jestem już emerytem i mogą mi „naskoczyć”. Niezbyt zachęcająca przyszłość dla Polski. To sprawy, które przede wszystkim należłoby dogadać. Demagogię zostawmy dla … baranów i owiec.

Jeśli otwarcie i uczciwie pójdziecie tą drogą i podejmiecie wiarygodne działania w kierunku zbudowania społecznego konsensusu w tych kwestiach, to na pewno pokonacie PiS, i to szybko. Prowokacje, dzielenie społeczeństwa i szerzenie konfliktów tam nie doprowadzą, na to ludzie są coraz bardziej uczuleni, mimo wielkich rzesz bezmyślnych owieczek. Również na propagandę w stylu Gazety. To jest zbyt jaskrawe, zbyt nachalne i już się przeżyło. Sam szacunek nie wystarczy, tym bardziej szacunek oparty na przekonaniu, że przyszłość widzimy tylko „na naszych warunkach”. Potrzeba kompromisu, potrzeba nowych form budowania konsensusu zamiast starych form utrzymywania konfliktu i manipulowania opinii publicznej. Tak rozumiem „progresywność”. Wszystko inne to stara, niemodna już płyta.”

Dalszy ciąg tej ciekawej dyskusji znajdziecie TUTAJ.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Polityka. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.