Komentarz: Panie Tusk, „Wygramy bo jest nas więcej” to nie jest argument merytoryczny. W każdym społeczeństwie większość ludzi to barany i owieczki, a ludzie wykształceni i inteligentni stanowią mniejszość. Tak było za Targowicy, tak było zawsze i dziś też to widać w mediach społecznościowych gdzie „wasi” nie potrafią przywołać innych argumentów niż emocje, najczęściej negatywne i prymitywne. Pan też o tym wie, inaczej nie byłoby w Pana przemówieniach tyle pustej demagogii.
Ja Pana pamiętam grającego w piłkę nożną, a potem sprzedającego drożdżówki w tunelu pod Dworcem Gdańskim. Potem w „Świetliku”, gdzie zaadoptował Pana Roman R. Ale pamiętam również pańskiego dziadka, Józefa Tuska, który w Sopocie na ulicy Stalina (później XX-go Października, a obecnie Aleja Niepodległości), miał swój warsztat lutniczy. Byłem tam i rozmawiałem z nim wielokrotnie. Nie ukrywał swojego żydowskiego pochodzenia, był z niego dumny. A Pan się czajnikuje. Dlaczego? I Pan kręci. Za „Solidarności” nie widziałem Pana ani na posiedzeniach Krajowej Komisji Porozumiewawczej (KKP), ani na I Krajowym Zjeździe, ani później na posiedzeniach Komisji Krajowej (KK). Nie wybrano Pana na lidera Unii dlatego, że „Niemcy szanują Polskę”. To też może Pan między bajki włożyć i opowiadać naiwnym.
Te tłumy, które Pana dziś otaczają, to (moim zdaniem) kolaboranci niemieckiego planu Mitteleuropa oraz kolaboranci i spadkobiercy byłych służb prl-owskich – i nie ma się czemu dziwić, bo za PRL-u ci ostatni też nie służyli Polsce i Polakom, tylko Sowietom, własnej karierze i własnym przekrętom. Niemcy z pewnością mieli dobry powód, aby na tak ważnym stanowisku postawić … piłkarza – być może mieli na Pana dobrego haka – tak to się zwykle odbywa. Najpierw przysłużył się Pan w obaleniu rządu Jana Olszewskiego, który chciał ujawnić post-komunistyczną agenturę. Ale zwrot w Pańskiej „europejskiej” karierze rozpoczął się po 10 kwietnia 2010 roku, z błogosławieństwem Kanclerza Niemiec A. Merkel i prezydenta Rosji, V. Putina, co było potwierdzeniem strategicznego partnerstwa Niemiec i Rosji względem Polski. To tłumaczy dlaczego dziś w tym pańskim tłumie mamy zarówno zwolenników Niemiec, jak i potomków oraz spadkobierców esbecji, WSI i innych „chwalebnych rakarzy” z okresu PRL-u – (nazwa ta zapewne wzięła się od ulicy Rakowieckiej w Warszawie).
Dla ludzi myślących i znających historię nie jest Pan ani „zagadką”, ani tym bardziej „nadzieją”. A wszystkim tym, którzy dziś są „za Unią” powiem tylko tyle: Rozejrzyjcie się wokoło. Polska nie jest Unią, jest kolonią Unii. Model, w któym eksportuje się surowce i siłę roboczą, a ktoś inny zarabia na projektowaniu, finansowaniu, technologii, produkcji i dystrybucji, to model kolonialny. W jakim wolnym kraju większość banków to banki zagraniczne, a np. rolnikom z zewnątrz narzuca się co mają prawo uprawiać i hodować oraz gdzie i na jakich warunkach mogą swoją produkcję sprzedawać? Oczywista oczywistość.
Na podobny temat: