Dlaczego testy PCR na COVID-19 są naukowo bez wartości

Przetłumaczyłem poniższy artykuł ponieważ zauważyłem, że wiele osób w Polsce wierzy w pandemię na podstawie szeroko reklamowanych „testów” i ich rzekomo wiarygodnych wyników. Dla tych osób tekst ten jest bardzo ważny. Jest on również ważny dla pacjentów z „pozytywnym wynikiem”, dla naukowców, lekarzy, pielęgniarek i innych pracowników służby zdrowia, oraz dla administracji państwowej, sądów, policji i wszelkich organów przymusu. Że nie wspomnę o politykach i mediach, których obowiązkiem jest odkrycie i popularyzowanie prawdy oraz walka z oszustwem i korupcją. Choć długi i dość zawiły fachowo, artykuł ten jest niewątpliwie ważny i warty przeczytania. (L.B.)


Chociaż cały świat polega na technologii RT-PCR w celu „zdiagnozowania” zakażenia Sars-Cov-2, nauka jest jasna: ten test nie nadają się do tego celu

Torsten Engelbrecht i Konstantin Demeter
Global Research, September 23, 2020
Off-Guardian.org, June 27, 2020

Blokady, restrykcje i środki higieniczne na całym świecie opierają się na liczbie przypadków i współczynnikach śmiertelności stworzonych przez tak zwane testy SARS-CoV-2 RT-PCR stosowane do identyfikacji pacjentów „pozytywnych”, przy czym „pozytywny” jest zwykle utożsamiany z „zakażonym”.

Jednak po dokładnym przyjrzeniu się faktom można wyciągnąć wniosek, że te testy PCR są bez znaczenia jako narzędzie diagnostyczne do określenia rzekomej infekcji rzekomo nowym wirusem o nazwie SARS-CoV-2.

Bezzasadna mantra „Test, test, test…”

Podczas briefingu medialnego na temat COVID-19, 16 marca 2020 r., Dyrektor generalny WHO dr Tedros Adhanom Ghebreyesus powiedział:

„Mamy prostą wiadomość dla wszystkich krajów: testuj, testuj, testuj ”.

Ta wiadomość została rozpowszechniona w nagłówkach gazet na całym świecie, na przykład przez Reuters i BBC.

Jeszcze 3 maja moderator czasopisma Heute – jednego z najważniejszych magazynów informacyjnych w niemieckiej telewizji – przekazał swoim słuchaczom mantrę dogmatu o koronie z upomnieniem:

„Testuj, testuj, testuj – takie jest obecnie credo i to jedyny sposób, aby naprawdę zrozumieć, jak bardzo rozprzestrzenia się koronawirus ”.

Wskazuje to, że wiara w trafność testów PCR jest tak silna, że równa się religii, która praktycznie nie toleruje zaprzeczenia i opozycji.

Ale powszechnie wiadomo, że w religiach chodzi o wiarę, a nie o fakty naukowe. I jak Walter Lippmann, dwukrotny zdobywca nagrody Pulitzera i być może najbardziej wpływowy dziennikarz XX wieku, powiedział: „Gdzie wszyscy myślą podobnie, nikt nie myśli zbyt wiele”.

Tak więc na początek jest bardzo niezwykłe, że sam Kary Mullis, wynalazca technologii reakcji łańcuchowej polimerazy (PCR, czyli Polymerase Chain Reaction), nie myślał podobnie. Jego wynalazek przyniósł mu w 1993 roku nagrodę Nobla w dziedzinie chemii.

Niestety Mullis zmarł w zeszłym roku w wieku 74 lat, ale nie ma wątpliwości, że biochemik uznał PCR za technologię niewłaściwą do wykrycia infekcji wirusowej.

Powodem jest to, że zamierzonym zastosowaniem technologii PCR było i nadal jest zastosowanie jej jako techniki produkcyjnej zdolnej do replikacji sekwencji DNA, a nie jako narzędzia diagnostycznego do wykrywania wirusów.

Jak ogłaszanie pandemii wirusów na podstawie testów PCR może zakończyć się katastrofą, opisała Gina Kolata w swoim artykule w New York Times z 2007 roku „Wiara w szybki test prowadzi do epidemii, której nie było”.

Brak ważnego „złotego standardu”

Co więcej, warto wspomnieć, że testy PCR stosowane do identyfikacji pacjentów z tzw. COVID-19 przypuszczalnie zakażonych tak zwanym SARS-CoV-2 nie mają ważnego złotego standardu, z którym można by je porównać.

To jest podstawowa kwestia. Testy należy ocenić, aby określić ich dokładność – a dokładnie mówiąc ich „czułość” [1] i „specyficzność” – poprzez porównanie ich ze „złotym standardem”, czyli najdokładniejszą dostępną metodą.

Na przykład, w przypadku testu ciążowego złotym standardem jest sama ciąża. Ale jak stwierdził australijski specjalista od chorób zakaźnych Sanjaya Senanayake w wywiadzie dla ABC TV w odpowiedzi na pytanie „Jak dokładne są testy [COVID-19]?”:

„Gdybyśmy mieli nowy test na wychwytywanie [bakterii] gronkowca złocistego we krwi, to już mamy posiewy krwi i to jest nasz złoty standard, którego używamy od dziesięcioleci – i moglibyśmy porównać ten nowy test z tym. Ale w przypadku COVID-19 nie mamy testu na złoty standard ”.

Potwierdza to Jessica C. Watson z Bristol University. W swoim artykule „Interpreting a COVID-19 test result” (Interpretacja wyników testów na Covid-19), opublikowanym niedawno w The British Medical Journal, pisze, że „brakuje tu wyraźnego„ złotego standardu ”testów na COVID-19”.

Jednak zamiast klasyfikować testy jako nieodpowiednie do wykrywania SARS-CoV-2 i COVID-19 lub zamiast wskazywać, że tylko wirus, udowodniony poprzez izolację i oczyszczanie, może być solidnym złotym standardem, Watson twierdzi z całą powagą, że , „pragmatycznie” sama diagnoza COVID-19, szczególnie obejmująca samo badanie PCR, „może być najlepszym dostępnym złotym standardem”. Ale to nie jest uzasadnione naukowo.

Pomijając fakt, że przyjęcie samego testu PCR jako złotego standardu oceny testu PCR jest wręcz absurdalne, nie ma żadnych charakterystycznych, specyficznych objawów COVID-19. Przyznał to Thomas Löscher, były szef Zakładu Infekcji i Medycyny Tropikalnej Uniwersytetu w Monachium i członek Federalnego Stowarzyszenia Internistów Niemieckich [2].

A jeśli nie ma charakterystycznych, specyficznych objawów COVID-19, diagnoza COVID-19 – w przeciwieństwie do stwierdzenia Watson – nie może służyć jako ważny złoty standard.

Ponadto „eksperci”, tacy jak Watson, przeoczają fakt, że jedynie izolacja wirusa, czyli jednoznaczny dowód na wirusa, może być złotym standardem.

Dlatego zapytałem Watson, w jaki sposób diagnoza COVID-19 „może być najlepszym dostępnym złotym standardem”, jeśli nie ma charakterystycznych specyficznych objawów COVID-19, a także, czy sam wirus, czyli izolacja wirusa, nie byłby najlepszym dostępnym / możliwym złotym standardem. Ale ona jeszcze nie odpowiedziała na te pytania – pomimo wielu próśb. Nie odpowiedziała również na nasz komentarz pod jej artykułem, w którym poruszamy dokładnie te same kwestie, chociaż napisała do nas 2 czerwca: „Spróbuję opublikować odpowiedź później w tym tygodniu, kiedy będę miała okazję.”

Brak dowodów na to, że testowane RNA jest pochodzenia wirusowego

Teraz pytanie brzmi: co jest wymagane do izolacji / zabezpieczenia wirusa? Musimy wiedzieć, skąd pochodzi RNA, dla którego kalibrowane są testy PCR.

Według podręczników (np. White / Fenner. Medical Virology, 1986, s. 9), jak również czołowych badaczy wirusów, takich jak Luc Montagnier czy Dominic Dwyer, oczyszczanie cząstek – czyli oddzielenie obiektu od wszystkiego innego, co nie jest tym obiektem , (jak na przykład laureatka Nagrody Nobla Marie Curie oczyściła 100 mg chlorku radu w 1898 r. poprzez ekstrakcję go z ton blendy smołowej) – jest niezbędnym warunkiem wstępnym do udowodnienia istnienia wirusa, a tym samym do udowodnienia, że RNA z danej cząstki pochodzi z nowego wirusa.

Powodem jest to, że PCR jest niezwykle czuły, co oznacza, że może wykryć nawet najmniejsze fragmenty DNA lub RNA – ale nie może określić, skąd te cząstki pochodzą. Należy to wcześniej ustalić.

A ponieważ testy PCR są kalibrowane pod kątem sekwencji genów (w tym przypadku sekwencji RNA, ponieważ uważa się, że SARS-CoV-2 jest wirusem RNA), musimy wiedzieć, że te fragmenty genów są częścią poszukiwanego wirusa. Aby to wiedzieć, należy przeprowadzić prawidłową izolację i oczyszczenie domniemanego wirusa.

W związku z tym poprosiliśmy zespoły naukowe artykułów, do których odsyła się w kontekście SARS-CoV-2, o dowód, czy zdjęcia z mikroskopów elektronowych przedstawione w ich eksperymentach in vitro pokazują oczyszczone wirusy.

Ale żaden zespół nie mógł odpowiedzieć na to pytanie „tak” – i uwaga: nikt nie powiedział, że oczyszczenie nie jest koniecznym krokiem. Otrzymaliśmy tylko odpowiedzi typu „Nie, nie uzyskaliśmy zdjęcia z mikroskopu elektronowego pokazującego stopień oczyszczenia” (patrz poniżej).

Zapytaliśmy kilku autorów badania „Czy twoje mikrografy elektronowe pokazują oczyszczonego wirusa?”, Udzielili następujących odpowiedzi:

Badanie 1: Leo L. M. Poon; Malik Peiris. „Pojawienie się nowego ludzkiego koronawirusa zagrażającego zdrowiu ludzkiemu” Nature Medicine, marzec 2020
Autor odpowiadający: Malik Peiris
Data: 12 maja 2020 r
Odpowiedź: „Obraz to wirus wyrastający z zainfekowanej komórki. To nie jest oczyszczony wirus ”.

Badanie 2: Myung-Guk Han i wsp. „Identyfikacja koronawirusa wyizolowanego od pacjenta z COVID-19 w Korei”, Osong Public Health and Research Perspectives, luty 2020 r.
Autor odpowiadający: Myung-Guk Han
Data: 6 maja 2020 r
Odpowiedź: „Nie mogliśmy oszacować stopnia oczyszczenia, ponieważ nie oczyszczamy i nie koncentrujemy wirusa hodowanego w komórkach”.

Badanie 3: Wan Beom Park i wsp. „Izolacja wirusa od pierwszego pacjenta z SARS-CoV-2 w Korei”, Journal of Korean Medical Science, 24 lutego 2020 r.
Autor odpowiadający: Wan Beom Park
Data: 19 marca 2020 r
Odpowiedź: „Nie uzyskaliśmy mikrografu elektronowego pokazującego stopień oczyszczenia”.

Badanie 4: Na Zhu et al., „A Novel Coronavirus from Patients with Pneumonia in China”, 2019, New England Journal of Medicine, 20 lutego 2020 r.
Autor odpowiadający: Wenjie Tan
Data: 18 marca 2020 r
Odpowiedź: „[Pokazujemy] obraz osadzonych cząstek wirusa, a nie oczyszczonych”.

Jeśli chodzi o wspomniane prace, jest jasne, że to, co pokazano na mikrografach elektronowych (EM), jest końcowym wynikiem eksperymentu, co oznacza, że nie ma innego wyniku, z którego mogliby zrobić EM.

Oznacza to, że jeśli autorzy tych badań przyznają, że ich opublikowane EM nie wykazują oczyszczonych cząstek, to na pewno nie posiadają oczyszczonych cząstek uważanych za wirusowe. (W tym kontekście należy zauważyć, że niektórzy badacze używają w swoich pracach terminu „izolacja”, ale opisane tam procedury nie przedstawiają właściwego procesu izolacji (oczyszczania). W konsekwencji termin „izolacja” jest w tym kontekście nadużywany).

Tak więc autorzy czterech głównych prac z początku 2020 r., twierdzących, że odkryli nowy koronawirus, przyznają, że nie mieli dowodów na to, że genom wirusa pochodzi z cząstek wirusopodobnych lub szczątków komórkowych, czystych lub nieczystych, lub jakichkolwiek cząstek. Innymi słowy, istnienie RNA SARS-CoV-2 opiera się na wierze, a nie na faktach.

Skontaktowaliśmy się również z dr Charlesem Calisherem, który jest doświadczonym wirusologiem. W 2001 r. Science opublikował „żarliwy apel… do młodszego pokolenia” od kilku weteranów wirusologów, w tym Calishera, mówiąc, że:

„[nowoczesne metody wykrywania wirusów, takie jak] elegancka reakcja łańcuchowa polimerazy […] mówią niewiele lub nic o tym, jak wirus się rozmnaża, jakie zwierzęta go niosą, [lub] jak wywołuje choroby u ludzi. [To] tak, jakby próbować stwierdzić, czy ktoś ma nieświeży oddech, patrząc na jego odcisk palca.” [3]

Dlatego zapytaliśmy dr Calishera, czy zna jeden artykuł, w którym SARS-CoV-2 został wyizolowany i ostatecznie naprawdę oczyszczony. Jego odpowiedź:

„Nie znam takiej publikacji, choć jej szukałem.” [4]

To oznacza, że nie można wyciągnąć wniosku, że sekwencje genów RNA, które naukowcy pobrali z próbek tkanek przygotowanych we wspomnianych badaniach in vitro i dla których testy PCR są ostatecznie „kalibrowane”, należą do konkretnego wirusa – w tym przypadku SARS-CoV-2.

Ponadto nie ma naukowego dowodu, że te sekwencje RNA są przyczyną tak zwanej choroby COVID-19.

W celu ustalenia związku przyczynowego w taki czy inny sposób, tj. poza izolacją i oczyszczaniem wirusa, absolutnie konieczne byłoby przeprowadzenie eksperymentu, który spełnia cztery postulaty Kocha. Ale nie ma takiego eksperymentu, jak Amory Devereux i Rosemary Frei niedawno ujawnili  w OffGuardian.

O konieczności spełnienia tych postulatów w odniesieniu do SARS-CoV-2 świadczy nie tylko to, że podejmowano próby ich spełnienia. Ale nawet badacze twierdzący, że to zrobili, w rzeczywistości nie odnieśli sukcesu.

Przykładem jest badanie opublikowane w Nature 7 maja. Proces ten, oprócz innych procedur unieważniających badanie, nie spełnił żadnego z postulatów.

Na przykład domniemane „zakażone” myszy laboratoryjne nie wykazywały żadnych istotnych objawów klinicznych, które można by jednoznacznie przypisać zapaleniu płuc, co zgodnie z trzecim postulatem Kocha powinno faktycznie wystąpić, gdyby naprawdę działał tam niebezpieczny i potencjalnie śmiertelny wirus. Niewielka utrata owłosienia i masy ciała, które chwilowo zaobserwowano u zwierząt, były nieistotne, nie tylko dlatego, że mogły być spowodowane samym zabiegiem, ale także dlatego, że waga wróciła do normy.

Ponadto żadne zwierzę nie zmarło, z wyjątkiem tych, które zabili w celu przeprowadzenia sekcji zwłok. I nie zapominajmy: te eksperymenty należało przeprowadzić przed opracowaniem testu, a tak nie jest.

Co ciekawe, żaden z czołowych niemieckich przedstawicieli oficjalnej teorii o SARS-Cov-2 / COVID-19 w dziedzinie wirusologii – ani Instytut Roberta Kocha (RKI), ani Alexander S. Kekulé (Uniwersytet w Halle), ani Hartmut Hengel i Ralf Bartenschlager (German Society), ani wspomniani Thomas Löscher, Ulrich Dirnagl (Charité Berlin) czy Georg Bornkamm (wirusolog i emerytowany profesor w Helmholtz-Zentrum Monachium) – nie potrafił odpowiedzieć na następujące pytanie, które im przesłałem:

„Jeśli cząsteczki, które mają być SARS-CoV-2, nie zostały oczyszczone, jak możesz mieć pewność, że sekwencje genów RNA tych cząstek należą do konkretnego nowego wirusa?

W szczególności, gdy istnieją badania wykazujące, że substancje, takie jak antybiotyki, (które są dodawane do probówek w eksperymentach in vitro przeprowadzanych w celu wykrycia wirusa) mogą „stresować” hodowlę komórkową w taki sposób, że powstają nowe sekwencje genów, które wcześniej nie były wykrywalne – aspekt, na który laureatka Nagrody Nobla Barbara McClintock zwróciła uwagę już w swoim Wykładzie Nobla w 1983 roku.”

Nie można nie wspomnieć, że w końcu dotarliśmy do Charité – pracodawcy Christiana Drostena, najbardziej wpływowego niemieckiego wirusologa w zakresie COVID-19, doradcy rządu niemieckiego i współtwórcy testu PCR, który jako pierwszy został „zaakceptowany” ”(nie zatwierdzony!) przez WHO na całym świecie – aby odpowiedzieli na pytania na ten temat.

Ale odpowiedzi otrzymaliśmy dopiero 18 czerwca 2020 r., po miesiącach braku odpowiedzi. Ostatecznie osiągnęliśmy to tylko dzięki pomocy berlińskiej prawniczki Viviane Fischer.

Odnośnie naszego pytania „Czy Charité przekonało się, że przeprowadzono odpowiednie oczyszczanie cząstek?”, Charité przyznaje, że nie użyli oczyszczonych cząstek.

I chociaż twierdzą, że „wirusolodzy z Charité są pewni, że przeprowadzają testy na obecność wirusa”, w swoim artykule (Corman et al.) stwierdzają:

„RNA wyekstrahowano z próbek klinicznych za pomocą systemu MagNA Pure 96 (Roche, Penzberg, Niemcy) oraz z supernatantów z hodowli komórkowych przy użyciu minizestawu wirusowego RNA (QIAGEN, Hilden, Niemcy) ”,

Co oznacza, że ​​po prostu założyli, że RNA jest wirusowe.

Nawiasem mówiąc, Corman i wsp. artykuł, opublikowany 23 stycznia 2020 r., nawet nie przeszedł przez właściwy proces recenzowania, ani też opisanym w nim procedurom nie towarzyszyły kontrole – chociaż tylko dzięki tym dwóm rzeczom praca naukowa staje się naprawdę solidna.

Irracjonalne wyniki testów

Pewne jest również, że nie możemy poznać odsetka fałszywie dodatnich wyników testów PCR bez szeroko zakrojonych testów osób, które z pewnością nie mają wirusa, potwierdzonych metodą niezależną od testu (posiadającą solidny złoty standard).

Dlatego trudno się dziwić, że istnieje kilka artykułów ilustrujących nieracjonalne wyniki testów.

  • Na przykład już w lutym organ ds. Zdrowia w chińskiej prowincji Guangdong poinformował, że ludzie, którzy w pełni wyzdrowieli z choroby, za którą obwiniano COVID-19, zaczęli wykazywać testy „negatywne”, a następnie ponownie wykazali testy „pozytywne”.
  • Miesiąc później artykuł opublikowany w Journal of Medical Virology poinformował, że 29 z 610 pacjentów w szpitalu w Wuhan miało od 3 do 6 wyników testów, które zmieniały się między „negatywnymi”, „pozytywnymi” i „wątpliwymi”.
  • Trzecim przykładem jest badanie z Singapuru, w którym testy były przeprowadzane prawie codziennie na 18 pacjentach, a większość z nich przeszła od „pozytywnego” do „negatywnego” z powrotem do „pozytywnego” co najmniej raz i do pięciu razy u jednego pacjenta.

Nawet Wang Chen, prezes Chińskiej Akademii Nauk Medycznych, przyznał w lutym, że testy PCR są „tylko od 30 do 50 procent dokładne”; podczas gdy Sin Hang Lee z Milford Molecular Diagnostics Laboratory wysłał list do zespołu WHO ds. odpowiedzi na koronawirusa oraz do Anthony’ego S. Fauci 22 marca 2020 r., mówiąc, że:

„W mediach społecznościowych szeroko opisywano, że zestawy testów RT-qPCR [Reverse Transcriptase quantitative PCR] stosowane do wykrywania RNA SARSCoV-2 w ludzkich próbkach generują wiele wyników fałszywie dodatnich i nie są wystarczająco czułe, aby wykryć niektóre prawdziwie pozytywne przypadki. ”

Innymi słowy, nawet jeśli teoretycznie założymy, że te testy PCR mogą rzeczywiście wykryć infekcję wirusową, testy byłyby praktycznie bezwartościowe i wywołałyby nieuzasadniony strach wśród osób „pozytywnych”.

Staje się to również oczywiste, biorąc pod uwagę dodatnią wartość predykcyjną (PPV czyli  Positive Predictive Value).

PPV wskazuje na prawdopodobieństwo, że osoba z pozytywnym wynikiem testu jest rzeczywiście „pozytywna” (tj. ma rzekomego wirusa) i zależy od dwóch czynników: częstości występowania wirusa w populacji ogólnej oraz specyfiki testu, czyli odsetek osób bez choroby, u których test jest poprawnie „negatywny” (test o swoistości 95% niepoprawnie daje wynik pozytywny u 5 na 100 osób niezainfekowanych).

Przy tej samej specyficzności im wyższa częstość występowania, tym wyższy PPV.

W tym kontekście, 12 czerwca 2020 r., Czasopismo Deutsches Ärzteblatt opublikowało artykuł, w którym obliczono PPV przy trzech różnych scenariuszach rozpowszechnienia.

Na wyniki trzeba oczywiście spojrzeć bardzo krytycznie, po pierwsze dlatego, że nie jest możliwe wyliczenie specyficzności bez solidnego złotego standardu, jak wspomniano wcześniej, a po drugie, ponieważ obliczenia w artykule opierają się na specyficzności określonej w badaniu Jessiki Watson, które jest potencjalnie bezwartościowe, jak również wspomniano.

Nawet jeśli to pominiesz, zakładając, że podstawowa swoistość 95% jest poprawna i że znamy częstość występowania, główne czasopismo medyczne Deutsches Ärzteblatt donosi, że tak zwane testy SARS-CoV-2 RT-PCR mogą mieć „szokująco niską” PPV.

  • W jednym z trzech scenariuszy, zakładającym częstość występowania na poziomie 3%, PPV wyniosło tylko 30%, co oznacza, że ​​70% osób, które uzyskały wynik „pozytywny”, wcale nie jest „pozytywnych”. Jednak „przepisano im kwarantannę”, jak krytycznie zauważa nawet Ärzteblatt.
  • W drugim scenariuszu artykułu zakłada się, że rozpowszechnienie wynosi 20 procent. W tym przypadku generują PPV na poziomie 78 procent, co oznacza, że ​​22 procent „pozytywnych” testów to fałszywie „pozytywne” testy.

To by oznaczało: jeśli weźmiemy pod uwagę około 9 milionów ludzi, którzy są obecnie uważani za „pozytywnych” na całym świecie – zakładając, że prawdziwe „pozytywy” rzeczywiście mają infekcję wirusową – otrzymalibyśmy prawie 2 miliony fałszywie „pozytywnych”.

Wszystko to zgadza się z faktem, że np. CDC (Centers for Disease Control and Prevention) i FDA (U.S. Food and Drug Administration) przyznają w swoich aktach, że tak zwane „testy SARS-CoV-2 RT-PCR” nie nadają się do diagnozy SARS-CoV-2.

Na przykład w pliku „CDC 2019-Novel Coronavirus (2019-nCoV) Real-Time RT-PCR Diagnostic Panel” z 30 marca 2020 r. jest napisane:

„Wykrycie wirusowego RNA może nie wskazywać na obecność zakaźnego wirusa lub że 2019-nCoV jest przyczyną objawów klinicznych ”

i:

„Ten test nie może wykluczyć chorób wywołanych przez inne patogeny bakteryjne lub wirusowe ”.

A FDA przyznaje, że:

„pozytywne wyniki […] nie wykluczają infekcji bakteryjnej lub koinfekcji innymi wirusami. Wykryty czynnik może nie być ostateczną przyczyną choroby ”.

Co ciekawe, w instrukcjach obsługi testów PCR można również przeczytać, że nie są one przeznaczone do testów diagnostycznych, jak np. w instrukcjach Altona Diagnostics i Creative Diagnostics [5].

Cytując inne źródło, w ogłoszeniu o produkcie LightMix Modular Assays wyprodukowanym przez TIB Molbiol – który został opracowany przy użyciu protokółu Corman et al. – i jest rozpowszechniany przez Roche możemy przeczytać:

„Te testy nie są przeznaczone do stosowania jako pomoc w diagnostyce zakażenia koronawirusem”

i:

„Tylko do celów badawczych. Nie do użytku w procedurach diagnostycznych.”

Gdzie są dowody na to, że testy mogą mierzyć wiremię?

Istnieje również powód, aby wywnioskować, że test PCR firmy Roche i innych nie może nawet wykryć docelowych genów.

Ponadto w opisach produktów testów RT-qPCR dla SARS-COV-2 jest napisane, że są to testy „jakościowe”, w przeciwieństwie do tego, że „q” w „qPCR” oznacza „ilościowe”. A jeśli te testy nie są testami „ilościowymi”, nie pokazują, ile cząstek wirusów znajduje się w organizmie.

Jest to kluczowe, ponieważ aby nawet zacząć mówić o rzeczywistej chorobie w prawdziwym świecie, nie tylko w laboratorium, pacjent musiałby mieć miliony cząsteczek wirusa aktywnie replikujących się w jego ciele.

Oznacza to, że CDC, WHO, FDA lub RKI mogą twierdzić, że testy mogą mierzyć tak zwane „obciążenie wirusowe”, tj. liczbę cząstek wirusa w organizmie. „Ale to nigdy nie zostało udowodnione. To ogromny skandal ”- podkreśla dziennikarz Jon Rappoport.

Dzieje się tak nie tylko dlatego, że termin „obciążenie wirusowe” to oszustwo. Jeśli zadasz pytanie „co to jest ładunek wirusa?”, ludzie biorą to za wirusy krążące w krwiobiegu. Są zaskoczeni, gdy dowiadują się, że to tak naprawdę cząsteczki RNA, a nie wirusy.

Ponadto, aby udowodnić ponad wszelką wątpliwość, że PCR może zmierzyć, jak bardzo dana osoba jest „obciążona” wirusem wywołującym chorobę, należałoby przeprowadzić następujący eksperyment (co jeszcze się nie wydarzyło):

Bierzesz, powiedzmy, kilkaset, a nawet kilka tysiący osób i pobierasz od nich próbki tkanek. Upewnij się, że osoby pobierające próbki nie wykonują na nich testu. W ten sposób testerzy nigdy nie dowiedzą się, kim są pacjenci i w jakim są stanie. Testerzy przeprowadzają PCR na próbkach tkanek. W każdym przypadku podają, jaki wirus znaleźli i ile go znaleźli. Następnie, na przykład, u pacjentów 29, 86, 199, 272 i 293 stwierdzili, że znaleźli dużą ilość „wirusów”. Teraz „ujawniamy” tych pacjentów. Wszyscy powinni być chorzy, ponieważ w ich ciałach replikuje się tak dużo wirusa. Ale czy naprawdę są chorzy – czy też są „zdrowi jak ryby”?

Z pomocą wspomnianej prawniczki Viviane Fischer w końcu udało mi się przekonać Charité również do odpowiedzi na pytanie, czy test opracowany przez Cormana i wsp. – tak zwany „test Drostena PCR” – jest testem ilościowym.

Ale Charité nie była skłonna odpowiedzieć „tak” na to pytanie. Zamiast tego Charité napisała:

„Jeśli w grę wchodzi RT-PCR w czasie rzeczywistym, według wiedzy Charité w większości przypadków są one […] ograniczone do wykrywania jakościowego ”.

Ponadto „Drosten PCR test” wykorzystuje niespecyficzny test genów E jako test wstępny, podczas gdy Institut Pasteur stosuje ten sam test jako test potwierdzający.

Według Cormana i wsp., test genu E prawdopodobnie wykryje wszystkie azjatyckie wirusy, podczas gdy inne testy w obu testach mają być bardziej specyficzne dla sekwencji oznaczonych „SARS-CoV-2”.

Poza wątpliwym celem posiadania albo wstępnego albo potwierdzającego testu, który prawdopodobnie wykryje wszystkie azjatyckie wirusy, na początku kwietnia WHO zmieniła algorytm, zalecając, aby odtąd test można uznać za „pozytywny”, nawet kiedy tylko test genu E (który prawdopodobnie wykryje wszystkie wirusy azjatyckie!) daje wynik „pozytywny”.

Oznacza to, że potwierdzony niespecyficzny wynik testu jest oficjalnie sprzedawany jako specyficzny.

Ta zmiana algorytmu zwiększyła liczbę „przypadków”. Testy wykorzystujące test genu E są produkowane na przykład przez Roche, TIB Molbiol i R-Biopharm.

Wysokie wartości CQ sprawiają, że wyniki testów są jeszcze bardziej bez znaczenia

Innym istotnym problemem jest to, że wiele testów PCR ma wartość „ilościowego oznaczenia cyklu” (Cq) powyżej 35, a niektóre, w tym „test Drostena PCR”, mają nawet Cq równe 45.

Wartość Cq określa, ile cykli replikacji DNA jest wymaganych do wykrycia rzeczywistego sygnału z próbek biologicznych.

„Wartości Cq wyższe niż 40 są podejrzane ze względu na implikowaną niską wydajność i generalnie nie powinny być zgłaszane”, jak stwierdzono w wytycznych MIQE.

MIQE to skrót od „Minimum Information for Publication of Quantitative Real-Time PCR Experiments”, zbiór wytycznych opisujących minimum informacji niezbędnych do oceny publikacji na temat Real-Time PCR, zwanego także ilościowym PCR lub qPCR.

Sam wynalazca, Kary Mullis, zgodził się z tym stwierdzeniem:

„Jeśli musisz przejść więcej niż 40 cykli, aby amplifikować gen z pojedynczą kopią, coś jest naprawdę nie tak z twoim PCR. ”

Wytyczne MIQE zostały opracowane pod egidą Stephena A. Bustina, profesora medycyny molekularnej, światowej sławy eksperta w zakresie ilościowego PCR i autora książki A-Z of Quantitative PCR, która została nazwana „biblią qPCR”.

W niedawnym wywiadzie podcast Bustin zwraca uwagę, że „stosowanie takich arbitralnych wartości granicznych Cq nie jest idealne, ponieważ mogą one być albo zbyt niskie (eliminując ważne wyniki), albo zbyt wysokie (zwiększając fałszywie„ pozytywne ”wyniki)”:

https://www.podbean.com/media/player/d3fae-e268c6?from=usersite&vjs=1&skin=1&fonts=Helvetica&auto=0&download=1

Według niego, należy dążyć do Cq od 20 do 30 i istnieją obawy co do wiarygodności wyników dla dowolnego Cq powyżej 35.

Jeśli wartość Cq staje się zbyt wysoka, trudno jest odróżnić sygnał rzeczywisty od tła, na przykład z powodu reakcji starterów i sond fluorescencyjnych, a zatem istnieje większe prawdopodobieństwo fałszywie pozytywnych wyników.

Ponadto, wśród innych czynników, które mogą zmienić wynik, przed rozpoczęciem właściwego PCR, w przypadku poszukiwania domniemanych wirusów RNA, takich jak SARS-CoV-2, RNA należy przekształcić w komplementarne DNA (cDNA) za pomocą enzymu Reverse Transkryptaza – stąd „RT” na początku „PCR” lub „qPCR”.

Jednak ten proces transformacji jest „powszechnie uznawany za nieefektywny i zmienny”, jak zauważyła Jessica Schwaber z Centrum Komercjalizacji Medycyny Regeneracyjnej w Toronto i dwóch kolegów z badań w artykule z 2019 roku.

Stephen A. Bustin przyznaje, że istnieją podobne problemy z PCR.

Na przykład zwrócił uwagę na problem polegający na tym, że w trakcie procesu konwersji (RNA do cDNA) ilość DNA uzyskanego z tego samego materiału bazowego RNA może się znacznie różnić, nawet dziesięciokrotnie (patrz powyższy wywiad).

Biorąc pod uwagę, że sekwencje DNA są podwajane w każdym cyklu, nawet niewielka zmiana zostaje powiększona i może w ten sposób zmienić wynik, unicestwiając wiarygodną wartość informacyjną testu.

Jak więc to możliwe, że ci, którzy twierdzą, że testy PCR mają duże znaczenie dla tak zwanej diagnozy COVID-19, ukrywają fundamentalne niedoskonałości tych testów – nawet kiedy stają przed pytaniami dotyczącymi ich trafności?

Z pewnością apologeci nowej hipotezy koronawirusa powinni byli zająć się tymi pytaniami, zanim rzucili testy na rynek i zablokowali w zasadzie cały świat, choćby tylko dlatego, że są to pytania, które przychodzą na myśl każdemu, kto ma w sobie namiastkę „iskry naukowego zrozumienia”.

Stąd nieuchronnie pojawia się myśl, że interesy finansowe i polityczne odgrywają decydującą rolę w tej ignorancji obowiązków naukowych. Na przykład WHO ma powiązania finansowe z firmami farmaceutycznymi, jak wykazał British Medical Journal w 2010 roku.

Eksperci krytykują, „że notoryczna korupcja i konflikty interesów w WHO trwały, a nawet nasiliły się” od tego czasu. CDC, będąc również wielkim graczem, nie jest oczywiście lepsze.

Powody i możliwe motywy zaangażowanych osób pozostają w sferze spekulacji, a wielu  z pewnością działa w dobrej wierze, ale nauka jest jasna: liczby generowane przez te testy RT-PCR w najmniejszym stopniu nie usprawiedliwiają przerażania ludzi, którzy zostali przetestowani jako „pozytywni” oraz narzucanych środków blokujących, które pogrążają niezliczone rzesze ludzi w biedzie i rozpaczy, a nawet doprowadzają wielu do samobójstwa.

Wynik „pozytywny” może mieć poważne konsekwencje również dla pacjentów, ponieważ wtedy wszystkie czynniki niewirusowe są wykluczone z diagnozy, a pacjenci są leczeni silnie toksycznymi lekami i inwazyjnymi intubacjami. Szczególnie w przypadku osób starszych i pacjentów z wcześniejszymi schorzeniami takie leczenie może być śmiertelne, jak opisaliśmy w artykule „Terapia śmiertelna”.

Bez wątpienia, dodatkowy wzrost śmiertelności jest spowodowany terapią i środkami blokującymi, podczas gdy statystyki zgonów „COVID-19” obejmują również pacjentów, którzy zmarli na różne choroby, przedefiniowane jako COVID-19 tylko z powodu „pozytywnego” testu, którego wartość nie mogłaby być bardziej wątpliwa.


Dodatek: Dziękujemy w szczególności Eleni Papadopulos-Eleopulos i Val Turner, którzy wnieśli cenny wkład w realizację tego artykułu.


Uwagi

[1] Wrażliwość definiuje się jako odsetek pacjentów z chorobą, u których wynik testu jest pozytywny; a swoistość definiuje się jako odsetek pacjentów bez choroby, u których wynik testu jest ujemny.

[2] E-mail od prof. Thomasa Löschera z 6 marca 2020 r

[3] Martin Enserink. Wirusologia. Old Guard nakłania wirusologów do powrotu do podstaw, Science, 6 lipca 2001, s. 24

[4] E-mail od Charlesa Calishera z 10 maja 2020 r

[5] Creative Diagnostics, zestaw SARS-CoV-2 Coronavirus Multiplex RT-qPCR

Artykuły na podobny temat (po angielsku):

Ten wpis został opublikowany w kategorii COVID-19. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.