Moje drugie zetknięcie z Covidem


(Kliknij w obrazek, powyżej, aby go powiekszyć)

Ostatniej nocy mojego kempingu we wrześniu, jako że żal mi było wyjeżdżać z miejsca, które lubię, pojechałem na rowerową przejażdżkę po lesie. Trasa była dość długa, temperatura szybko spadała i zaczął wiać lodowaty wiatr, więc przemarzłem zdrowo, bo nie wziąłem ciepłej kurtki. Toteż po powrocie do domu, mimo gorącej wanny i aspiryny, zapadłem na silne przeziębienie, które jednak po kilku dniach przeszło. Nie myślałem o Covidzie, bo wiedziałem co moją chorobę spowodowało i domyślałem się, że drzewa w lesie nie zarażają.

Dwa tygodnie temu, po odwiedzinach znajomego, znów dostałem „Covida”. Ponieważ od tygodnia siedziałem w domu, było jasne skąd się ta choroba wzięła. Tym razem było poważniej. Ból w piersiach, ogólne osłabienie, gardło, rozregulowany brzuch, ale bez gorączki i bez kataru. Czekałem, aby zobaczyć jak sobie z tym poradzi mój organizm. Nie martwiłem się za bardzo, bo podobną grypę miałem w końcu października rok wcześniej i dwa lata temu. Tym razem, objawy znikały na pół dnia, po czym wracały z podwojoną siłą, znów znikały i znów wracały. I tak przez 11 dni. Gdybym jeszcze pracował, to bym się załapał „na Covida” na 14-dniowy płatny urlop (kwarantannę), ale że jestem emerytem, nie miałem takich pokus. Siedziałem więc w domu.

Przyszedł wreszcie piatek, 23 października. Ból w piersiach znów się wzmógł, więc postanowiłem coś z tym zrobić. U nas jest tak, że każde miasto ma numer telefonu, gdzie można zadzwonić, kiedy się podejrzewa, że się złapało Covida. Była to więc okazja, abym zweryfikował moje przekonania na temat tej „pandemii”. Zadzwoniłem. Mówię: „Ból w piersiach, ale nie wiem czy to płuca, czy serce, a może jeszcze coś innego?” Miła pani natychmiast przejęła dowodzenie. Nakazała kwarantannę i jako „objawowemu” zrobiła mi wizytę na 18:30 w ośrodku gdzie robią testy na Covida. Pół godziny po mojej z nią rozmowie zadzwoniła inna pani, która organizuje dostawy żywności dla osób z Covidem, które mieszkają same i są na kwarantannie. A więc już od razu, jeszcze przed testem, zostałem „chorym na Covida”.

Jurek Broc ostatnio napisał, że nie wie czy ma Covida przeskoczyć, czy przed nim uciekać. Przemyślałem ten dylemat i postanowiłem Covida skonfrontować. Pojechałem na test. Od samych drzwi: – założyli mi nową maseczkę, oblali mi ręce jakimś świństwem, zabrali mi parasol (ale sznurówki zostawili), wzięli dane personalne, kontakt, adres, numer telefonu i kogo powiadomić w razie śmierci… jak na komisariacie za komuny, albo na izbie wytrzeźwień. Od tego wszystkiego od razu mi ból w piersiach przeszedł i tylko patrzałem jakby tu dać dyla, póki nie jest za późno.

Ale pani była ładna i miła więc zostałem i poddałem się wtykaniu mi w nos długiego patyka zakończonego watką. Patyk po teście wylądował w próbówce, na której naklejono nalepkę z moimi danymi. Spytałem miłej Pani jaki to jest test? „Czy to ten słynny RT-PCR test, który nie jest w stanie wykryć konkretnego wirusa i daje mnóstwo fałszywych pozytywów?” Spojrzała na mnie uważnie i dopisała coś na próbówce. Pojechałem do domu i czekałem na wynik, który mieli ogłosić na moim koncie na portalu mojego lokalnego szpitala. Dzień później dostałem mejla informującego mnie, że mój wynik jest już dostępny na tym portalu.

Z drżeniem serca zalogowałem się i kliknąłem na link do mojego testu. Wynik był, niestety, NEGATYWNY, co mnie z jednej strony ucieszyło, ale z drugiej zmartwiło. Jeśli ja, z takim bólem w piersiach, co niewątpliwie było przypadkiem dość długiej grypy, jestem zdrowy, to jak muszą cierpieć ci chorzy? Teraz już nie wiem co ten test naprawdę wykrywa. Dotąd myślałem, że fragmenty łańcuchów RNA różnych wirusów, w tym wirusów grypy i przeziębienia. Ale u mnie i tego nie wykrył, mimo oczywistej grypy. Czyżby cała ta „pandemia” była jednym wielkim $&#@* ?

Ale nie mówię „Hop”, bo długa zima przed nami i wszystko jeszcze może się zdarzyć.

Ten wpis został opublikowany w kategorii COVID-19. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.