Anna Maria Anders to senator Prawa i Sprawiedliwości na Podlasiu i córka generała Andersa. Problem w tym, że od dwóch lat mieszkańcy okręgu, z którego została wybrana, prawie jej tam nie widują, bo woli jeździć do Bostonu i Londynu. Nie przeszkodziło jej to jednak w odebraniu gigantycznej nagrody za pracę w gabinecie Beaty Szydło w 2017 roku.
Komentarz:
Kampania wyborcza Anny Marii Anders w Okręgu Wyborczym 59 opierała się na czterech filarach:
- Że jest ona córką swojego tatusia (postaci skąd inąd historycznie kontrowersyjnej);
- Że martwi się bezpieczeństwem regionu i dlatego trzeba sprowadzić na ziemie polskie armię i rakiety USA – (co zwiększy zagrożenie, a nie „bezpieczeństwo” regionu);
- Że realizacja punktu 2 stworzy nowe (czytaj: „podrzędne”) miejsca pracy dla miejscowej ludności (czytaj: kucharki, sprzatacze, prostytutki, itp);
- Że trzeba wzdłuż rosyjskiej granicy zbudować autostradę łączącą Łomżę z krajami bałtyckimi, oraz lotnisko, „aby ludzie mogli łatwiej odwiedzać swoich krewnych po drugiej stronie granicy” – (czytaj: „na potrzeby oddziałów szybkiego reagowania NATO, co zmniejszy, a nie zwiękaszy bezpieczeństwo Polski i regionu”)
Poza tym, wystarczy popatrzeć na jej rekord w Senacie, aby zobaczyć, że żadnych spraw dotyczących rzeczywistych potrzeb mieszkańców Obwodu Wyborczego 59 ta Pani w swoich wystąpieniach nie poruszała.
Ogromne poparcie, jakie ta „spadochroniarka” z USA otrzymała od partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS) świadczy o tym, że PiS działa tak jakby był agenturą amerykańską wprowadzającą w życie awanturniczą i prowokacyjną politykę USA względem Rosji (czytaj: „na koszt bezpieczeństwa Poski i Polaków”.)