Pozwolę sobie zacytować fragment listu od lekarza pracującego w jednym z naszych miast:
„Jesteśmy zawsze wspaniali i gotowi do chwili gdy rzeczywistość nie kopnie nas mocno w dupsko. Wszyscy w koło gadają, że jesteśmy zabezpieczeni a ja na pierwszej linii mam stracha , bo brak jakiegokolwiek zabezpieczenia czy planu awaryjnego . Za własne pieniądze kupiłem maseczkę i gogle bo zwykłe chirurgiczne są do niczego . Rozważam zakup kwarcówki do gabinetu. /…/
Ponieważ moje wyszkolenie obejmowało też tego typu zagrożenia, nie mogę pogodzić się z rozlazłą postawą odpowiedzialnych osób. Nie akceptuję uspokajających zapewnień, że jesteśmy w Polsce gotowi, to ja mam nadstawiać tyłek ! Na niskim szczeblu brak zabezpieczeń i algorytmów postępowania. Nie wprowadzono żadnych zmian strukturalnych i organizacyjnych. Przede wszystkim brak sprzętu zabezpieczającego personel medyczny jak masek , odzieży, lamp UV itp.
Trzeba izolować chorych infekcyjnych od pozostałych starych i chorych pacjentów. Na dziś kłębią się w jednym rozkaszlanym tłumie w poczekalniach i rejestracjach obsługiwani przez lekarza w rozwianym symbolicznym raczej fartuszku . Przecież na wirusa nie ma skutecznych leków, które ten lekarz mógłby zaoferować.”
Nie chcę rozsiewać paniki, ale warto uczulić lokalne władze na te sprawy. Może należy odłożyć inne projekty i skupić się na tym temacie, póki nie jest za późno?