
Prof. Glenn Diesen
Global Research, November 22, 2021
RT News 20 November 2021
(Tłum.: L.B.)
(Komentarz: L.B.)
Prezydent Rosji Władimir Putin ostrzegł, że Zachód nie traktuje poważnie „czerwonych linii” jego kraju, a USA i ich sojusznicy mogą wkrótce wpaść w niebezpieczny konflikt z największą światową potęgą jądrową. Czerwone linie dotyczą odstraszania. Ich celem w pierwszej kolejności jest zakomunikowanie kluczowych interesów bezpieczeństwa i poważnych konsekwencji, które mogłyby wyniknąć, gdyby zostały podważone. W istocie ultimatum Moskwy ma na celu powstrzymanie Zachodu przed popełnieniem niebezpiecznej „błędnej kalkulacji”.
Odstraszanie opiera się na zdolności, wiarygodności i komunikacji. Rosja ma zdolność wojskową do działania, jeśli przekroczone zostaną jej czerwone linie, wykazała wiarygodność pod względem gotowości do działania w obliczu zagrożeń i zdaje sobie sprawę, że szczegóły muszą być jasno zakomunikowane, aby uniknąć wszelkich błędnych kroków Zachodu, które wymagałyby zdecydowanej odpowiedzi. Jednak słabością czerwonych linii jest obecnie brak szczegółów na temat tego, co by się stało, gdyby inny naród posunął się o krok za daleko.
Walka z natowską „taktyką salami”
Czerwone linie muszą być konkretne, ponieważ stanowią przeciwwagę dla powolnego pełzania zachodniej polityki zagranicznej, która stosuje „taktykę salami”. Jak sama nazwa wskazuje, pociągają one za sobą podbój poprzez odcinanie cienkich plasterków. Żadna akcja nie jest tak skandaliczna, że stanowi pretekst do wojny, ale pewnego dnia odwracasz się i uświadamiasz sobie, ile straciłeś gruntu.
Taktyka salami jest atrakcyjną opcją dla aktorów ekspansjonistycznych, takich jak NATO, które dążą do ograniczonych i powtarzalnych ekspansji, aby stopniowo tworzyć nowe realia w terenie. Taka taktyka pozwala na uniknięcie szybkiej eskalacji i wyciszenie sprzeciwu zarówno ze strony przeciwników, jak i sojuszników, ponieważ skargi mogą być ośmieszane, a reakcje przeciwników potępione jako nieproporcjonalne.
NATO jest mistrzem taktyki salami. Początkowo blok obiecywał, że nie poszerzy się ani o cal na wschód. Następnie powstało Partnerstwo dla Pokoju, które zostało sprzedane Rosjanom jako alternatywa dla ekspansji, chociaż ostatecznie stało się odskocznią do ekspansji poprzez dostosowanie sił zbrojnych w państwach Europy Środkowej i Wschodniej do standardów NATO.
Blok rozszerzył się w 1999 roku, gdy dołączyły Polska, Węgry i Czechy, kiedy sugerowano, że samo to nie zmieni drastycznie układu sił. Co więcej, Zachód próbował złagodzić rosyjskie obawy, ustanawiając Akt Stanowiący NATO-Rosja o wzajemnych stosunkach, współpracy i bezpieczeństwie, który gwarantował, że w nowych państwach członkowskich nie będzie „stałego stacjonowania znacznych sił bojowych”. Kilka lat później 11 kolejnych krajów dołączyło do bloku, bez nawet pozorów honorowania Aktu Stanowiącego, ponieważ bazy wojskowe i rakietowe NATO były rozwijane w Polsce i Rumunii, a NATO wpatrywało się w Ukrainę.
Nielegalna inwazja NATO na Jugosławię również przebiegała zgodnie ze zwykłą taktyką salami. Po inwazji zyskała pewną ochronę prawną i dorozumianą zgodę Rosji, uzyskując w czerwcu 1999 r. mandat ONZ na okupację Kosowa pod szczególnym warunkiem utrzymania integralności terytorialnej Jugosławii. Okupację wykorzystano zamiast tego do zmiany realiów w terenie, a w 2008 r. większość państw uznała niepodległość Kosowa, co było pogwałceniem prawa międzynarodowego.
Podobnie system obrony przeciwrakietowej NATO był doskonałym przykładem taktyki salami. W 2007 roku sekretarz stanu USA Condoleezza Rice kpiła z rosyjskich obaw o ulokowanie 10 pocisków przechwytujących w Europie Wschodniej jako „czysto absurdalne i wszyscy o tym wiedzą”. Jednak w ciągu kilku lat liczba planowanych rakiet przechwytujących wzrosła do kilkuset. Propozycje NATO dotyczące współpracy z Rosją w celu złagodzenia obaw Moskwy miały na celu zmniejszenie opozycji przy jednoczesnym odcięciu kolejnego kawałka. Były sekretarz obrony USA Robert Gates potwierdził w swoich pamiętnikach, że Stany Zjednoczone „po prostu kopały puszkę wzdłuż drogi do obrony przeciwrakietowej, grając na czas. Rosjanie uznali, że postawiono im fakt dokonany”.
Czerwone linie przeciwstawiają się taktyce salami, wyraźnie informując, że nawet mały krok poza punkt wywoła poważną reakcję. Jednak czerwone linie często potrzebują uwiarygodnienia właśnie dlatego, że wydają się nieproporcjonalne – na przykład, czy NATO lub Rosja naprawdę zaryzykowałyby wojnę nuklearną o wschodnią Ukrainę? Jednak, jak stwierdził Putin w swoim przemówieniu o zjednoczeniu Krymu w marcu 2014 roku: „Rosja znalazła się w sytuacji, z której nie mogła się wycofać. Jeśli ściśniesz sprężynę do końca, odbije ona mocno. Musisz zawsze o tym pamiętać”.
Czerwone linie na Ukrainie
NATO i Rosja z pewnością wydają się obecnie zmierzać w kierunku wojny na Ukrainie. Każde spotkanie, rozmowa telefoniczna i szczyt skutkują zobowiązaniem się do stwierdzenia, że „nie ma alternatywy dla porozumienia mińskiego”. Porozumienie mińskie wskazuje na dwie skonfliktowane strony, Kijów i Donbas. Jako pierwsze działania wskazano na potrzebę natychmiastowego nawiązania między nimi dialogu w celu wypracowania zmian konstytucyjnych dających Donbasowi autonomię. Kijów jednak jednoznacznie stwierdził, że nie będzie rozmawiał z Donbasem i tym samym nie realizował porozumienia, a mocarstwa NATO pokazały, że nie zamierzają go wymuszać. Jeśli porozumienie zostanie odrzucone i nie zostanie ustalona żadna alternatywa, jedynym możliwym wyjściem będzie wojna.
Nie mając rzeczywistego zamiaru wdrożenia porozumienia, NATO zamiast tego naciskało na zmianę realiów w terenie. W ciągu ostatnich siedmiu lat narody zachodnie nałożyły sankcje na Rosję oraz dostarczyły pomoc i broń Ukrainie. W marcu i kwietniu Ukraina zaczęła mobilizować swoje wojska po jednej stronie Donbasu w ramach przygotowań do rozwiązania militarnego, co odstraszyła rosyjska rozbudowa wojsk po drugiej stronie Donbasu. Wojny udało się uniknąć, ponieważ Biden skontaktował się z Putinem i wezwał do deeskalacji, deklarując puste zwykle zobowiązanie Waszyngtonu do zawarcia porozumienia.
Jak zawsze, stopniowa ekspansja trwa. Państwa NATO nie proszą Kijowa o nawiązanie dialogu z Donbasem zgodnie z umową mińską, ale teraz twierdzą, że jest to jedynie konflikt między Ukrainą a Rosją. Tymczasem USA ogłosiły, że drzwi do członkostwa Ukrainy w NATO są otwarte. Państwa członkowskie ignorują lub wspierają ataki dronów Kijowa i inne ataki na Donbas. Zachodnie okręty wojenne i samoloty bojowe patrolują coraz bliżej rosyjskie granice Morza Czarnego, a zachodni żołnierze są wysyłani na Ukrainę na misje szkoleniowe, które mogą być wykorzystane jako zapalnik konfrontacji militarnej, co mogłoby wciągnąć cały blok do wojny, gdyby Rosja interweniowała. W centrum tego wszystkiego znajduje się prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który coraz bardziej ośmiela się atakować Donbas w oczekiwaniu na wsparcie NATO.
Rosja ustanowiła czerwone linie przeciwko dalszej taktyce salami NATO. Jednakże, ponieważ te czerwone linie nadal nie są przestrzegane, wydaje się, że wojna staje się coraz bardziej nieunikniona.
* * *
Komentarz:
(L.B.)
Ktoś może odpowiedzieć na argumenty Putina, że Rosja również stosuje „taktykę salami” w konflikcie na Ukrainie. Nie byłoby to jednak stwierdzeniem ścisłym. Rosja odpowiedziała na różne zagrożenia stwarzane wokół jej granic przez NATO wbrew wcześniejszym obietnicom i zawartym porozumieniom. Rosja również zabezpiecza ważny dla jej ekonomii eksport surowców energetycznych do Europy przed projektowanymi korytarzami rurociągowymi konkurencji. Nie oznacza to, że popieram w całości politykę zagraniczną Rosji i zagrożenia jakie ta polityka stwarza dla Polski. Fakty jednak są faktami i trzeba je oceniać zgodnie z prawdą i kolejnością wydarzeń. Ktoś ten konflikt zaczął. Nie przypuszczam by NATO i Rosja umówiły się pozorować wrogość bo w grę wchodzą ogromne zyski i globalna kontrola polityczna.
Pytanie tylko, jak aktualny jest ten konflikt w świetle przemian geopolitycznych zachodzących obecnie na Ziemi w związku z przeniesieniem przez zachodnie elity „centum i fabryki świata” do Chin? W tym temacie zachodni inwestorzy i Chiny mają wspólne interesy i obopólny zysk, więc siedzą po tej samej stronie płotu. Jeśli ich plany, (których częścią, moim zdaniem, jest fałszywa pandemia i tzw. Wielki Reset), się powiodą, Chiny podbiją ekonomicznie świat (co już się dzieje), a na horyzoncie pojawi się następny globalny konflikt, tym razem między Chinami i Rosją. I w ten sposób, być może, spełni się stara polska przepowiednia, według której Chińczycy „wyzwolą” Polskę i napoją swoje konie w Wiśle. Rok 1945 bis. Albo Złota Orda bis. Co kto woli.
Ten scenariusz, moim zdaniem, wyjaśnia naszą najnowszą historię i obecną rzeczywistość, łącznie z zapalną sytuacją na granicy z Białorusią. Od lat 1990-tych słyszymy na Zachodzie, że jesteśmy zbyt mało „konkurencyjni”. W ślad za tym przyszła restrukturyzacja i tzw. offshoring, czyli wyeksportowanie naszej realnej ekonomii (produkcji, technologii i części usług) do krajów tańszych, głównie do Chin. Od dawna wiemy, ze nasze elity / inwestorzy przenoszą „fabrykę świata” do Chin, bo to obniża ich koszty i zwiększa ich zyski. Aby tego dzieła dokończyć, trzeba zlikwidować realną ekonomię w krajach zachodnich – temu służą kolejne fale „pandemii”, „warianty” i lockdowny. Po zawaleniu ekonomii powstanie w krajach zachodnich „nadmiar” ludzi, których pozostały potencjał gospodarczy nie będzie w stanie utrzymać, ubrać i wyżywić. Ten problem rozwiązuje depopulacja osiągana poprzez pandemię, szczepionki, dezorganizację i korupcję opieki zdrowotnej, zwalnianie personelu medycznego pod pretekstem mandatów szczepionkowych, kryzysy klimatyczne, „ochronę środowiska” i nadchodzący kryzys energetyczny. Także, ruch feministyczny, LGBT, demoralizacja oraz rozbijanie tradycyjnego modelu rodziny, kościoła i kultury narodowej, w czym między innymi pomaga mieszanie kultur i migracje.
Koncentracja kontroli nad źródłami surowców energetycznych i nad korytarzami rurociągowymi jest integralną częścią tego skryptu. Po to, zdaniem części ekspertów, potrzebne były 9/11 i wojny przeciwko terroryzmowi, a jeszcze dawniej kolorowe rewolucje, rozbicie Jugosławii i muru berlińskiego oraz „Solidarność”. Rosja włączała się w tą grę próbując blokować inicjatywy globalistów (Czecznia, Dagestan, Ignuszecja, Abhazja, Południowa Ossetia, Gruzja, Krym, wschodnia Ukraina i Syria) oraz wykorzystując ich inicjatywy na potrzeby własnej „ucieczki do przodu”. Wydaje się, że główną kością niezgody są w tych konfliktach surowce naturalne, zwłaszcza energetyczne, ale w dalszej perspektywie chodzi oczywiście o globalizację i „Nowy Ład”. I na tym właśnie tle może dojść do wojny między NATO i Rosją, a w dalszej przyszłości do wojny między Rosją i Chinami. Polska nie jest tu wielkim graczem, a konflikt na granicy z Białorusią jest małą częścią przygotowań do finałowego meczu między supermocarstwami. Wszystko pasuje, jak w szwajcarskim zegarku. To co jeszcze kilka lat temu było „teoriami spiskowymi”, staje się na naszych oczach prawdziwą konspiracją i rzeczywistością.